Środek tygodnia, godzina 16:00. Powrót ze szkoły, szybki obiad i bieg do salonu na "Wspaniałe stulecie" - tak od jakiegoś czasu wyglądały moje popołudnia. Z końcem odcinka szłam do swojego pokoju odrabiać lekcje, ale nie tego dnia. Nadszedł listopad i wybiła godzina 17:10, a ja nadal siedziałam przed telewizorem. Mój tato przełączył na TVP2 i moim oczom ukazały się azjatyckie twarze - oto już któryś z kolei odcinek "Cesarzowej Ki".
Wraz z kolejnymi minutami odcinka wzrastały moje zainteresowanie oraz irytacja tym, że nie wiem, co się wydarzyło wcześniej. Dezycja- oglądanie online od początku. I jedyne, co przychodzi do głowy, to wow... Kawał dobrej roboty. Gratulacje dla reżyserów (Han Hee, Lee Sung-Joon) i scenarzystów (Jang Young-Chul, Jung Kyung-Soon).
51-odcinkowa seria opowiada historię autentycznej postaci, Seung Nyang, która jako młoda dziewczynka zostaje wraz z matką wysłana jako danina z Goryeo do Yuanu. Udaje się jej jednak zbiec- w przeciwieństwie do jej matki, która ginie od wystrzelonej z kuszy strzały. Przed śmiercią wręcza Nyang obrączkę, która ma jej pomóc odnaleźć ojca. Od tej pory dziewczyna, w przebraniu chłopca, zmaga się z różnymi przeciwnościami losu - na początku w obronie własnego życia, a później w celu poprawienia warunków swojego ludu. Trudno mi napisać więcej o fabule, nie zdradzając istotnych wątków, co może popsuć przyjemność z oglądania.
Nigdy nie przepadałam za dramami (drama - koreański serial). Obejrzałam tylko kilka i irytowało mnie w nich mnóstwo rzeczy, taki jak: język (do japońskiego się przyzwyczaiłam i polubiłam, ale jakiś koreański czy chiński mnie nie przekonywał), przesadnie teatralna gra aktorska, schematyczność czy wstawki znane z anime (np. latające serduszka w anime są śmieszne lub urocze, ale z serialu robią tandetną parodię).
Ale "Cesarzowa Ki" ma w sobie "to coś". Owszem, tutaj także postacie czasem przesadnie reagują, ale przynajmniej potrafią dobrze pokazać swoje emocje (może Kristen Stewart powinna się wybrać do jakiejść koreańskiej szkoły filmowej?). Bohaterowie przechodzą metamorfozy. Zdradzają, nawracają sie, zakochują, mordują, spiskują, współpracują... Tak naprawdę do końca nie wiadomo, kto jest "dobry", a kto "zły". Nie ma za to spektakularnych przemian "od zera do bohatera", ale wszystko utrzymane jest w granicach realizmu. Tutaj, podobnie jak w prawdziwym życiu, różne wydarzenia weryfikują zachowania ludzkie.
Największe wrażenie zrobiły na mnie dwie drugoplanowe postacie. Przede wszystkim Tal Tal (z powodu fryzury rodem z anime, mój tato nazywał go "Amine"). Zdecydowanie najbardziej pozytywny bohater. Sympatyczny i przystojny, z uczciwością godną podziwu. Ale to jego piekielna inteligencja, której dorównywała chyba tylko Ki, i świetna dykcja podbiły serca tylu fanek. Po raz kolejny wow. Na oklaski zasługuje też pierwsza cesarzowa, Tanashiri. Genialna aktorka, choć postać, którą grała, nie budzi sympatii. Cesarzowa była równie śliczna, co okrutna. Chociaż denerwowała mnie jej tyrania w pałacu, to jej podły charakter nadawał serii smaczek, a postać Tanashiri i jej ojca, El Temura, pozwalała wykazać się głównej bohaterce, Ki.
Staram się jak mogę, żeby nikomu nie spoilerować, ale czasami samo wspomnienie o postaci jest spoilerem, więc w tym momencie się pohamuję. Przez to również niewiele mogę powiedzieć o trójce głównych bohaterów: Seung Nyang (Ha Ji-Won), cesarzu (Ji Chang-Wook) i królowi Wang Yu (Joo Jin-Ma). Ogólnie pierwsze odcinki trzymają wyższy poziom. Z czasem serial, który bawił, staje się wyciskaczem łez, a zaserwowany na początku delikatny romans Nyang z Wangiem z czasem zamienia się w trójkąt miłosny, co już podobało mi się mniej.
Od strony technicznej - walki na początku były niezłe, ale później wręcz śmieszne. Dodatkowo, miecz wbity w brzuch głównego bohatera nie zabija, ale strzała w nodze kogoś innego już tak. Na szczęście twórcy nie bali się zabijać lubianych postaci. Na plusa zasługują piękne stroje i cała ta otoczka historyczna. Przemawiająca muzyka pomagała wczuć się i nieraz przyczyniła do moich łez. Warto też wspomnieć, że drama zdobyła 11 nagrod oraz 20 nominacji. Jedną wygraną zawdzięcza Ji Chang-Wook. Chociaż cesarza nie polubiłam, to aktorowi się należało. Zdecydowanie najlepiej zagrana postać. Wielki ukłon w jego stronę.
Zakończenie mnie rozczarowało, ale nie ujmuje to całej serii. Nawet jeśli, tak jak ja, nie lubisz seriali historycznych. Nawet jeśli, tak jak mój tato, uważasz dramy za pierdoły. Gwarantuję, że obok tej produkcji nie da się przejść obojętnie.Wybitne filmy dzielą się według mnie na takie, które mają niesamowitą, porywającą fabułę i są doskonałe pod względem technicznym oraz na takie, które trafiają do serc. "Ki" należy do tej drugiej kategorii. Bo to nie fabuła tworzy fenomen produkcji, ale wielowarstwowe, dynamiczne postacie i relacje pomiędzy nimi, które wzbudzają ogromne emocje. Z mojej strony gorąco polecam.
A wy oglądaliście "Cesarzową Ki"? Jakie są wasze wrażenia?
Ja widziałam jeden odcinek. Uważam, że to hiszpańska telenowela w wersji koreańskiej - przewidywalny wyciskacz łez, kolejne romansidło do kolekcji. Ale moja opinia może brać się też stąd, że z reguły nie przepadam za romansami i serialami, także się nie przejmuj ;)
OdpowiedzUsuńA, jeśli można spytać, który odcinek widziałaś? :) Momentami owszem, jest zwykłym wyciskaczem łez, jednak cała akcja przed pałacem jest genialna. A na dodatek jest jednocześnie przywidywalny i nieprzewidywalny, haha :D. W każdym razie to nadal najlepsza drama, jaką widziałam. Polecam obejrzenie większej ilości odcinków przed wystawieniem opinii ^_^. Pozdrawiam :))
UsuńWidziałam tylko jeden odcinek jak leciał w telewizji.
OdpowiedzUsuńW wakacje muszę to obejrzeć, nawet dla samego oglądania ich pięknych kostiumów :D
Nie wspominając już o świetnych aktorach :D
Mój tata to ogląda, ja mimo wszystko bardziej skłaniam się w stronę dram japońskich. Nie interesuje mnie ta seria, nigdy też jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do produkcji kostiumowych, aczkolwiek lubię ten motyw w bohaterach, gdy nie ma między nimi tak jasno zarysowanej linii "dobry-zły". Ja się raczej nie skuszę, więc czekam na inne recki dram z Twojej strony ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKusonoki Akane
Wchodze wten świat i dla wstępu chyba sobie zobaczę ... może dużo mi się rozjaśni :)
OdpowiedzUsuńObserwuję świątecznie
zachęciłaś mnie do obejrzenia! :) super blog :)
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka kocha tę dramę, ale ja chyba jestem za słaba psychicznie na tak tragiczne historie ;_;
OdpowiedzUsuńDo chińskiego da się przyzwyczaić :D bo jeśli naprawdę chciałabyś zwiedzić Azję, to świetną okazją są stypendia językowe w Chinach - nie dość, że uczysz się chińskiego, to jeszcze dostajesz pieniądze. Nie jest bardzo trudno załapać się na coś takiego, trzeba tylko dobrze poszukać okazji :) a ze wschodnich Chin już blisko do Japonii, Korei, Tajlandii, etc.
OdpowiedzUsuńOwszem, masz rację, do tych języków da się przyzwyczaić. Po "cesarzowej.." przyzwyczaiłam się do koreańskiego i nawet umiem kilka słów, haha xD.
UsuńTakie stypendia to świetne sprawa. Po pierwszym roku studiów postaram się coś znaleźć!
Serial bardzo przypadł mi do serca <3 Lubię seriale historyczne - a z powodu zamiłowania do azjatyckiego kina (przede wszystkim starsze produkcje, ale nowsze też oglądam :) ) nie mogłam przejść obok emisji "Cesarzowej Ki" w polskiej telewizji obojętnie :) Ten serial stał się miłym preludium do mojego kolejnego zamiłowania, jakim stały się dramy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz u mnie, zapraszam ponownie:
http://mirella-view.blogspot.com/
Pozdrawiam!
Kiedy wspomniałaś o "Wspaniałym Stuleciu" to aż się zaśmiałam, bowiem mój dzień wygląda w praktyce bardzo podobnie :'D Uwielbiam ten serial, szczególnie przez Hürrem ♥ (tą pierwszą ;-;).
OdpowiedzUsuńParę razy już natknęłam się na "Cesarzową Ki", nigdy jednak nie oglądałam jej regularnie. Ale po tym co napisałaś... Zapowiada się ciekawie, więc czemu by nie zacząć? ^^
Tylko i wyłącznie pierwszą Hurrem. Meryem Uzerli to idealna aktorka do tej roli. Jak przyszła ta druga swoją beznadziejnością zraziła mnie do oglądania filmu. Wcale się nie nadaje. Szkoda , że Meyerm musiała zrezygnować z tak błachej przyczyny jaką były pieniądze, bowiem dostawała bardzo niską pensje gdzie np odtwórca Sulejmana dostawał wynagrodzenie około 4krotnie wyższe. ;C
UsuńDziękuję za komentarz na moim blogu ^^ Twój blog bardzo mnie zaciekawił, na pewno będę na niego zaglądać!
OdpowiedzUsuńNie oglądam dram, wogóle nie oglądam takich seriali, a tym bardziej historyczny, ale to, jak opisałaś „Cesarzową Ki” sprawiło, że chyba wezmę się za to :3 Taki koreański klimat skojarzył z manhwą „Doll Song”, którą kocham, więc tym bardziej nie mogę przejść obok tej dramy obojętnie *^*
Nie oglądałam ani jednego odcinka, chociaż wiem, że na pewno serial by mi się spodobał. Niestety mam wielki brak czasu, by coś obejrzeć muszę z czegoś zrezygnować, na przykład z cennej godzinki na blogu. W wolnych chwilach owszem oglądam, ale raczej nie seriale. Mam świadomość tego że nie dam rady oglądać systematycznie. :)
OdpowiedzUsuńOglądałam na internecie, bo na TVP jakoś nie byłam przekonana. W tydzień jak nie mniej skończyłam wszystkie odcinki i w sumie początek był fajny, a później ta końcówka to była już taka męcząca, że aż ciężko było oglądać, mimo wszystko przyjemniej się oglądało niż te tureckie szmiry.
OdpowiedzUsuńTo prawda. To, że nie wiedziałam co dzieje się wczesniej strasznie mnie wkurzalo. Taktak byl niesamowity i taki przystojny <3 KOstiumy były niesamowite, tak jak we Wspaniałym stuleciu. Kolezanka jest w chinach na wymianie i mowi, ze tam non stop puszczaja jakies historyczne seriale, bo to strasznie popularne jest w krajach Azji. Może doczekamy się przeniesienia na teewizory kolejnej wspanialej dramy. W koncu Ki zyskałastrasznie dużą popularność w Polsce.
OdpowiedzUsuńoglądałam całą Cesarzową Ki, zakochałam się w tym <3
OdpowiedzUsuń