"Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią."
Z pewnością obiło Ci się o uszy cokolwiek na temat tegorocznych Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Chociaż temat wiary rzadko dotyczy polskich otaku oraz w ogólnym sensie Azjatów, to postanowiłam się podzielić z Tobą moimi niektórymi doświadczeniami z zeszłego tygodnia.
Może wiecie, może nie, ale tydzień przed ŚDM wszystkie parafie przyjmują różnych ludzi zza granicy i zajmują się nimi właśnie przez tydzień. Moja parafia (licząca sobie około 15 000 mieszkańców) przyjmowała... 1300 pielgrzymów z Lyonu (Francja)! W tym wydarzeniu uczestniczyłam w charakterze wolontariuszki. Całe wakacje, aż do dzisiaj, spędziłam na przygotowaniach do ich przyjazdu. Wiązało się to z dużym zmęczeniem, brakiem czasu na "przyjemności", wczesnym wstawaniem, późnymi powrotami do domu czy rezygnacją z niektórych imprez i koncertów. Zgodziłam się na to wszystko nie zdając sobie sprawy, jak ciężko momentami będzie. Ale wiecie co? Było warto.
Cały zeszły tydzień spędziliśmy w namiocie, zajmując się naszymi gośćmi. Wszystko to było niesamowitym doświadczeniem. Atmosfera na "Dniach w parafii" była cudowna, nieco przypominała tę na konwentach, ale była jeszcze wspanialsza. Wszyscy młodzi ludzie z Francji byli przepełnieni niesamowitą energią, którą wręcz zarażali wszystkich naokoło. Ich życiowa radość była przeogromna. W niczym nie przypominali smutnych ludzi mijanych codziennie na ulicy. Tańczyli, śmiali się, tulili, śpiewali, ale także modlili i chwalili Pana. Bywałam już na rekolekcjach, ale jeszcze nigdy nie odbyły się one w AŻ TAK niemożliwie radosnej atmosferze. Nie istniały dla nas żadne bariery komunikacyjne, a przypominam, że posługiwaliśmy się tak różnymi językami! To było naprawdę niesamowite.
Co się tyczy tematyki bloga - wśród młodzieży z Lyonu znalazła się grupa Azjatów, którzy nie posługiwali się językiem francuskim, a po prostu przyjechali z nimi. Jedna dziewczyna, Chao, w pewnym momencie się do nas dosiadła i zaczęła z nami rozmawiać. Dostaliśmy od niej takie koperty:
Dlaczego akurat my? Cóż, Chao stwierdziła, że tylko z nami potrafiła się tak dobrze dogadać po angielsku (jak wiadomo, Francuzi nie władają najlepiej tym językiem). Koperta była mała i prześlicznie pachniała (jak niektóre papeterie). Z jej tyłu widniał chiński znaczek, który po polsku oznacza "miłość". W środku znajdował się taki kartonik, którego zdjęcie widzicie powyżej. O ile dobrze pamiętam, to napis po lewej stronie oznacza "światowe dni młodzieży", a po prawej "Tajwan" (Chao pochodziła właśnie z Tajwanu). Na górze wiadomo, symbol ŚDM, a wieża na dole to wieżowiec Taipei, który znajduje się właśnie w Tajwanie. Jego wysokość wynosi aż 509,2 m! Budowla ma bardzo ciekawą symbolikę, ale aby nie przedłużać posta, zainteresowanych odsyłam do wikipedii: KLIK. Bardzo ucieszyłam się z prezentu Chao, chyba najbardziej z naszej paczki. Wiadomo, wynikało to z mojego zainteresowania kulturą azjatycką.
wieżowiec Taipei
"Dni w parafiach" to przedsmak ŚDM, na które jednak - niestety! - się nie wybieram. Pociesza mnie jednak to, że w zeszłym tygodniu doświadczyłam wielu wspaniałych rzeczy. Na koniec tego posta chciałabym się z Tobą podzielić krótkim, niby nieistotnym, świadectwem.
moja grupka Francuzów, której przez cały dzień byłam przewodnikiem po rodzinnym mieście
Do naszych obowiązków w zeszłym tygodniu należało m.in. sprzątanie łazienek, kiedy już wszyscy wezmą prysznic (przypominam, że było około 1300 osób). Btw, możesz pomyśleć sobie tak, jak ja myślałam na początku - "czemu właściwie mam tyle tyrać za darmo?", więc powtórzę Ci to, co powiedziała mi mama: "Kiedyś Ci za to zapłaci ten Ktoś na górze". Wracając do tematu, naszej dziesiątce pomagali wolontariusze z Francji (AmiGones). Ostatniej nocy siedzieliśmy zmęczeni na schodach, czekając na spotkanie przed sprzątaniem (miało się odbyć chwilę przed północą). Powieki nam już opadały ze zmęczenia, kiedy podeszła do nas jakaś siostra zakonna z Francji, która potrafiła mówić po Polsku. Spytała, czemu nie pójdziemy spać, bo wyglądamy na zmęczonych. Opowiedzieliśmy jej, co nas jeszcze czeka tej nocy, na co siostra zaproponowała, żebyśmy się wspólnie pomodlili o energię do pracy. Stanęliśmy w kółku, krótko się pomodliliśmy i chwilę pośpiewaliśmy. Energii nam nie przybyło, ale zaraz po zakończeniu modlitwy zobaczyliśmy, że idzie do nas jedna z francuskich wolontariuszek (ona również mówiła po polsku). Wiesz, co nam powiedziała? Że dzisiaj poradzą sobie sami ze sprzątaniem, więc możemy już iść spać.
Z tej sytuacji popłynęły dla mnie dwie lekcje. Pierwsza, Bóg działa szybciej niż myślisz. I druga, że kiedy Bóg nas "nie wysłuchuje" (nie dał nam energii do pracy), to prawdopodobnie dlatego, że szykuje dla nas coś lepszego (w ogóle nie musieliśmy pracować). Chwała Panu! +