Cześć kochani! Dziś mija ostatni dzień maja, a więc miesiąca, który był dla mnie najbardziej stresujący, zapracowany i męczący, a jednocześnie najlepszy w tym roku.
Jak to mawia mój brat, "MAJ" to skrót od: "Matura, Alkohol, Juwenalia", i tak też mniej więcej wyglądał dla mnie ten czas. Przede wszystkim, z powodu matur całkowicie zrezygnowałam z blogowania oraz innych przyjemności. Wiem, że zawaliłam egzaminy z rozszerzonej fizyki i matematyki, ale podstawy poszły mi dobrze. Z ustnego polskiego i angielskiego udało mi się nawet zgarnąć odpowiednio 100% i 93%, więc jestem zadowolona. 18 maja miałam ostatni egzamin i z hukiem rozpoczęłam wakacje, bo piastonaliowymi koncertami (m.in. Strachy na lachy). A potem było jeszcze więcej koncertów (Lao Che, Coma, Dawid Podsiadło, happysad), imprez, wyjazdów i odpoczynku. Myślę, że mój mózg już nieco odreagował po maturalnym przeciążeniu informacji i jest w stanie znów skupić się na pisaniu postów.
Tyle (w wielkim skrócie, oczywiście) się u mnie wydarzyło od zeszłego wpisu. I tak teraz, w ostatni dzień maja, siedzę sobie w domu i popijam koreańską herbatkę, o której dziś chciałabym powiedzieć kilka słów, a więc dziś trochę luźniej.